Kosmetyczne hity i kity 2012!

Postanowiłam zrobić zestawienie kosmetyków, które najlepiej sprawdzały się u mnie w tym roku. Wybrałam głównie te, które mają już swoją recenzję na moim blogu, żebyście mogły lepiej się im przyjrzeć ;) W drugiej części notki będą buble... także czytajcie uważnie :)

KOSMETYKI GODNE POLECENIA:

Bronzer W7 Honolulu. Piękny bronzer, który wygląda cudownie na twarzy. Nie używam go często, bo na co dzień stawiam na róż, ale kiedy już używam, to jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje. Więcej dowiecie się czytając recenzję.

Róż Quiz nr 10. Dostałam go w 2011 roku do przetestowania. Obecnie jest na wykończeniu, już pokruszony. Uwielbaim go! Daje cudowny efekt na policzkach, często jego wygląd na licu podoba się Wam w makijażach. Szkoda, że nigdzie go nie widać w sklepach... Zapraszam do recenzji.

Duo szampon i odżywka CHI do włosów farbowanych. Nie ma się co oszukiwać, dobrych składów my tu nie znajdziemy, ale byłam bardzo zadowolona z tych kosmetyków. Zwłaszcza z szamponu, był super. Chętnie bym do niego wróciła, ale jest nietani, a poza tym przerzuciłam się na trochę delikatniejsze środki. Można o nich poczytać tutaj.

Iceberg, 74 Jasmine. Zapach, który dostałam na 20. urodziny. W ten dzień szłam na Wyspę Słodową z moim obecnym chłopakiem (wtedy jeszcze nim nie był ;)) i popsikałam się tą wodą. To były moje najlepsze urodziny, na wyspie było cudownie i przez ten dzień, ten zapach utkwił mi w pamięci. Nie psikam się nim często, ale jak już to robię, to od razu mam w głowie dzień swoich urodzin :) Zrobiłam nawet ich recenzję.

Oleje do włosów. Przeróżne. Ratują kłaki. Jeśli jesteście niezadowolone w wyglądu swoich włosów, a nie próbowałyście olejowania, to najwyższa pora się nad tym zastanowić :) Dla mnie 2012 był rokiem olei - zaczęłam ich używać w styczniu i używałam przez cały rok.

Rilastil, krem dla cery naczynkowej. Bardzo go polubiłam. Świetnie nawilża i łagodzi rumień. Bardzo dobrze mi się go używa. Na szczęście starczy mi na jeszcze jakiś czas. Więcej można znaleźć tutaj.

Pharmatheiss, Granatapfel, masło do ciała. Produkt, który niesamowicie polubiłam. Mimo niechęci do smarowania, to masło wręcz do tego nakłania. Jego używanie jest przyjemnością. Mimo wysokiej ceny, polecam. Zainteresowanych odsyłam do recenzji.



BUBLE:

Maskara Hean - Boom Lashes. Maskara-masakra, tragicznie sklejała rzęsy. Więcej znajdziecie tutaj.

Peeling do ciała, Bielenda Granat - o ile masło z tej serii jest fajne, to ten peeling był dla mnie nie wypałem. Chcecie więcej narzekania? Przeczytajcie recenzję.

Golden Rose, pomadka 127. Nigdy nie opisywałam jej, ani nie pokazywałam na ustach, ale okazała się bublem. Kolor ma cudowny, cukierkowy róż. Niestety, źle wygląda na ustach, jakby się waży. Jedyna metoda na nią to nakładanie delikatnie pędzelkiem i wykończenie błyszczykiem. Inaczej nie da rady. Aż mi głupio, że dałam ją na wymianę kiedyś :/ Zupełnie o niej zapomniałam.

Bielenda, krem Żeń Szeń. Kolejny bubelek od Bielendy. Krem, który zachowywał się bardzo dziwnie... wchłaniał się wieki, a nic nie nawilżał. Najgorszy krem, jakiego było mi dane używać. Nie polecam i przestrzegam. Przeczytajcie recenzję.

Hean - odżywki do paznokci. Coś, co nic nie dawało. Więcej poczytacie w tej notce.

Ziaja, odżywka oliwkowa do włosów. Bardzo średnia odżywka. Nie polecam i odsyłam do recenzji.


No comments:

Post a Comment