Projekt denko - sierpień 2012

  • Szampon CHI, ochrona koloru - bardzo go lubiłam, nie zawierał SLS, więc nadawał się do zmywania olejów. Nie plątał włosów, wręcz przeciwnie - co bardzo mi się podobało. Niestety jest drogi, butelka kosztuje koło 40zł, a chętnie bym do niego wróciła. Więcej na jego temat tutaj.
  • Kamill, żel pod prysznic o zapachu limonki i rabarbaru - kupiłam go za 2,99 'przy okazji'. Był w porządku, nawet ładnie pachniał, mył ok, ale bardzo szybko się skończył (chyba dlatego, że nagle wszyscy domownicy postanowili go używać), a ponadto brałam jeszcze odlewki na wyjazd.
  • Original Source, peeling/scrub mięta + orzech włoski - bardzo ładnie pachniał, przyjemnie chłodził, delikatnie zdzierał martwy naskórek, ale niestety cholernie ciężko było go wycisnąć (już od połowy butelki). Gdyby były dostępne w Polsce, to pewnie bym czasami się skusiła.
  • Cien, oliwkowy żel do mycia twarzy - był w porządku, nie robił mi żadnej krzywdy, dobrze zmywał brud i resztki makijażu. Poza tym, zapłaciłam za niego niecałe 4zł. Więcej tutaj.

  • Dabur, Vatika, olej kokosowy - jeden z moich pierwszych olejków. Mimo że mam włosy o wysokiej porowatości, nie robił z nich siana. Bardzo denerwował mnie jego zapach, zwłaszcza na początku używania i pod koniec... Niby był ładny sam w sobie, ale od noszenia go długo na włosach zaczynało być aż słabo. Nie kupię ponownie.
  • Nivea, Angel Star, antyperspirant w sprayu - strasznie długo go męczyłam... albo i on mnie. Zapach ładny, ale bardzo dusząco się rozpylał. Poza tym zostawiał trochę białych śladów pod pachami, zupełne przeciwieństwo wersji w kulce. Przekonałam się, że antyperspiranty w sprayu nie są dla mnie ;)
  • Joanna, bzowy balsam do ciała - ślicznie pachniał, ładnie nawilżał, ale jak dla mnie miał za dużą pojemność. Rzadko się smaruję i ciężko mi zużyć takie wielkie butle. Jakaś 1/3 całego opakowania posłużyła mi do rozrobienia korundu. Więcej o balsamie tutaj.
  • Ziaja, Kozie Mleko, krem na dzień - ten krem ma wielu zwolenników, ale jak dla mnie był średni. Nawilżenie bardzo marne, jedynie nadające się pod makijaż. Nie zapchał mnie (mało co mnie zapycha, raczej mam wysypy hormonalne), jednak jego zapach bardzo mnie drażnił (wiem, że wiele osób go lubi). Nie kupię ponownie, zresztą zmieniam pielęgnację. O mojej nowej pielęgnacji twarzy możecie poczytać tutaj.
  • Isana, migdałowy krem do rąk - był bardzo w porządku, ładnie nawilżał. Poza tym zapach taki sam jak kremu do rąk z Avonu, który miałam lata temu (ah, ten ludzki węch i zdolność zapamiętywania!). Mam jeszcze jeden w zapasie.

  • Eveline, odżywka 8w1 - skończyłam ją jak zaczęły się sypać złe opinie. Mi nic złego nie zrobiła, ale nie będę na razie jej używać, mimo że mam drugie nowe opakowanie. W tej chwili radzę sobie Diamentową siłą i NailTekiem.
  • Max Factor, 2000 calorie - świetna maskara, jednak zaczęła mi już przysychać i się kruszyć. I tak bardzo długo mi służyła... myślę, że wrócę do niej za jakiś czas (jak pokończę obecnie tusze).
  • błyszczyki do ust (Quiz i no name) - nie zużyłam ich do końca, ale już zaczęły się robić dziwne, więc idą do kosza ;)

W tym miesiącu nie ma tego dużo, bo przez połowę sierpnia byłam na wyjazdach. I tak uważam, że zużycia niezłe. Chociaż tak naprawdę najwięcej w tym miesiącu poszło mi... chusteczek nawilżanych (przydają się na wyjazdach typu Woodstock, gdzie dostęp do wody do mycia jest utrudniony).

No comments:

Post a Comment